Zwiedzanie Filtrów Warszawskich
I oto nadszedł ten wielki dzień. Dzień, na który czekałam od nie wiem ilu lat. Wizyta w Filtrach Warszawskich! Nawet nie wiecie jak bardzo ucieszył mnie fakt, że wreszcie udało mi się zdobyć bilety. To jedno z dwóch miejsc w Warszawie, które bardzo chciałam zwiedzić (Drogi Wedlu - nadal czekam...). Dlatego przygotowałam krótką relację z tego niezwykłego, owianego tajemnicą miejsca.
Zwiedzanie trwało 2h. Odwiedziliśmy m.in. niefunkcjonującą już wieżę ciśnień, małe muzeum, filtry powolne (to tu powstają słynne zdjęcia z tego tajemniczego miejsca), Zakład Filtrów Pospiesznych.
Jak zwykle największym rozczarowaniem byli ludzie, z którymi miałam nieszczęście przebywać, ale o tym na końcu wpisu... Warto poczekać na tę historię, bo spadną Wam kapcie z wrażenia.
Ale najpierw wycieczka!
W końcu filtry powolne (jedyne takie działające na świecie), w których powstają magiczne zdjęcia. Miejsce zdziwiło mnie swoimi niewielkimi rozmiarami, ale nie miało to wpływu na ogólny zachwyt.
Cuda dzieją się za drzwiami tych niepozornych budynków.
No dobra. To niezupełnie prawda. Do zwiedzania udostępniony jest filtry nr 9, który robi tak spektakularne wrażenie dzięki oświetleniu. W pozostałych podobno jest mniej "turystycznie". (Tam naprawdę jest tak pięknie! Zdjęć nie obrabiałam ani trochę.)
Teren Filtrów robi wrażenie. Jest ogromny, zielony i panuje tam spokój - dość nietypowy jak na praktycznie centrum Warszawy. Piękne miejsce!
Zwiedzanie zakończyliśmy w Zakładzie Filtrów Pospiesznych (to tu kręcono "Czterdziestolatka").
I na koniec jedna z moich ulubionych Warszawskich Syrenek.
A teraz historia, na którą czekaliście...
Otóż w grupie, w której przyszło mi zwiedzać Filtry, byli rodzice z dwojgiem malutkich dzieci. Chłopiec miał może ze dwa lata, a drugie dziecko kilka miesięcy. Od razu gratuluję rodzicom pomysłu, żeby zabierać w takie miejsce maluchy, które jak łatwo przewidzieć nie są zainteresowane historią uzdatniania wody i warszawskich wodociągów. Pomijam również fakt, że państwo nie wzięli pod uwagę, że będziemy poruszać się po różnych miejscach a wózek, schody i dwoje małych dzieci oznaczają, że trzeba zaangażować do targania pojazdu osoby trzecie. Ale punkt kulminacyjny nastąpił, gdy po co najmniej 30 minutowej wizycie w muzeum, gdzie można było skorzystać z toalety, pan ojciec postanowił wysadzić swoje dziecko pod krzakiem. Pod krzakiem przy pomniku Sokratesa Starynkiewicza. Pod krzakiem, na terenie Filtrów, w trakcie opowiadania o tym miejscu i drodze, jaką przebywa płynąca pod nami woda, zanim trafi do kranów. Na szczęście przewodnik w porę zareagował, sugerując, że chyba lepszym rozwiązaniem będzie skorzystanie z toalety, niezależnie od tego czy chodzi o dziecko, czy o dorosłego.
Także ten.
Niby urodzenie dziecka nie powinno wiązać się z siedzeniem w domu przez 18 lat, ale niektórym posiadaczom potomstwa należałoby chyba ograniczyć przebywanie wśród ludzi...
Poza tym było świetnie, Filtry mnie nie rozczarowały i polecam wizytę w tym miejscu. Wodę z kranu piję od dawna, a po opowieściach "filtrowego" przewodnika robię to z jeszcze większym przekonaniem.
Warszawska kranówka jest doskonała (poczytajcie na stronie dlaczego)!
Warszawska kranówka jest doskonała (poczytajcie na stronie dlaczego)!
Ale... jeśli macie jakieś zastrzeżenia, uważacie, że z waszych kranów leci niedobra woda, warto to zgłosić w Dziale Obsługi Klienta.
Pijcie i zwiedzajcie!
Pijcie i zwiedzajcie!
Komentarze
Prześlij komentarz