Bukareszt na weekend
Nie macie planów na weekend? Nie macie też za dużo pieniędzy, za to macie chęć spędzenia czasu #zagranico? Bukareszt to idealne miejsce na tego typu przygody! Wpis będzie dosyć chaotyczny, co doskonale pasuje do rumuńskiej stolicy.
Do Bukaresztu poleciałam z koleżanką rok temu. Niestety bez aparatu, a telefon (bo przecież wiadomo, że to nie jest moja wina) nie za bardzo sobie poradził ze zdjęciami...
Było mroźno i śnieżnie, ale zwiedzanie miasta w takich warunkach nie jest szczególnie uciążliwe.
Było mroźno i śnieżnie, ale zwiedzanie miasta w takich warunkach nie jest szczególnie uciążliwe.
Moja towarzyszka w ramach przygotowań do wyjazdu przeczytała
książkę o Bukareszcie. Po tej historii byłyśmy przygotowane na wszystko -
kradzieże, rozboje, a co najgorsze okazało się, że w tym mieście żyją (poza
zbójami) bezpańskie psy, które od razu, jak tylko przekroczymy próg lotniska,
zaczną się na nas rzucać, żeby przegryźć tętnice.
Tu pojawił się pierwszy problem - zabieramy plecaki (żeby
szybciej uciekać), czy jednak plastikowe walizki - żeby móc się bronić przed
tymi bestiami.
Przygotowałyśmy się również na brud, biedę i lądowanie w
szczerym polu. Taki survival.
Po wyjściu z terminala (nie uwierzycie, ale lotnisko wyglądało zupełnie zwyczajnie ;)), udałyśmy się do okienka, w którym miły pan sprzedał nam bilety na autobus - w dwie strony. Poza podróżą z i na lotnisko nie korzystałyśmy z komunikacji.
Dojazd z lotniska do centrum zajął nam ok. 30 minut
(wracałyśmy w korku, więc trwało to dwa razy dłużej). Nasz jakże uroczy hostel
(najtańszy, ale z prywatnym pokojem) okazał się po prostu mieszkaniem,
wynajmowanym turystom. Pani właścicielka na migi wytłumaczyła nam co i jak po
czym się ulotniła. Przez 3 dni poza nami w mieszkaniu nie było nikogo, więc do
dyspozycji miałyśmy dwie łazienki, kuchnię i pokoje urządzone tak, żeby pasowały
do stylistyki tego miasta, czyli dosyć dziwnie.

(nie, to nie jest to mieszkanie)
Nie miałyśmy jakiegoś szczególnego planu zwiedzania, ale wybrałam sobie kilka instagramowych miejsc, które koniecznie musiałam zobaczyć. Jak się szybko okazało, wszystkie "ważne" obiekty obeszłyśmy w piątkowe popołudnie. Powrót do domu miałyśmy w niedzielę...
Nie miałyśmy jakiegoś szczególnego planu zwiedzania, ale wybrałam sobie kilka instagramowych miejsc, które koniecznie musiałam zobaczyć. Jak się szybko okazało, wszystkie "ważne" obiekty obeszłyśmy w piątkowe popołudnie. Powrót do domu miałyśmy w niedzielę...
Ponieważ mieszkałyśmy przy Uniwersytecie skupiłyśmy się na
zwiedzaniu historycznego centrum.
Plac Uniwersytecki:


Teatr Narodowy:


Tutaj warto wspomnieć, że zdjęcia kilku polecanych super miejsc
wyglądałyby idealnie w zestawieniu "oczekiwania vs. rzeczywistość"...
Poza jednym i od niego zacznę.
- przepiękna
księgarnia! Jedna z najpiękniejszych na świecie. To zdecydowanie mój nr 1 w
Bukareszcie. Poza książkami znajdziecie tam upominki, herbaty, ceramikę. Na
górze znajduje się kawiarnia. Naprawdę trzeba odwiedzić to miejsce.


Pasaż
Villacrose i Macca
Miał
być pasaż "prawie jak" ten w Mediolanie czy Neapolu. Okazało się, że
jest to jakiś mini pasażyk z kilkoma knajpami, którego przeszklony dach był bardziej przerażający niż spektakularny. Byłam bardzo rozczarowana, ale
może po prostu miałam za duże oczekiwania po tych włoskich gigantach. 

To
od razu następny pasaż - Pasajul Victoria
Za
pierwszym razem nie udało nam się go znaleźć, ale postanowiłam nie odpuszczać,
bo przecież tam tak pięknie, kolorowo i w ogóle. Było kolorowo, ale pięknie to
już nie bardzo. Gdyby ludzie tak bardzo nie retuszowali swoich zdjęć to może
lepiej bym się przygotowała...
Instagram:

Rzeczywistość:
A obok kolejny - Pasajul Englez
Muzeum Narodowego Banku Rumunii przy Strada Lipscani:


Parlament
Trzeba przyznać, że pan Nicolae Ceaușescu miał
fantazję... Wywalił sobie drugi co do wielkości (zaraz po Pentagonie) budynek
na świecie. Na potrzeby tego przedsięwzięcia zrównał z ziemią 30tys. domów,
cerkwie, kościoły, synagogi, a 40tys. mieszkańców musiało znaleźć sobie inne
lokum. Budowa tego gmachu pochłonęła 3 mld dolarów i zajęła 13 lat.
700 architektów, 20 tys. robotników...
Z daleka budynek jest po prostu brzydki. Im bliżej, tym
większe wrażenie tandety i obciachu oraz wywalonych w błoto pieniędzy.
Darowałyśmy sobie zwiedzanie wnętrza, ale bardzo chciałam
podejść nieco bliżej, bo zza muru odczucia nie były dość intensywne.
Miałyśmy z tym pewien kłopot, bo pan strażnik nie był
zachwycony naszym pomysłem. Pogadaliśmy
sobie - my po angielsku, on po rumuńsku. Jedynym zbieżnym słowem było
"muzeum". On chyba pytał, czy idziemy do muzeum, a ja uparcie
twierdziłam, że nie, że my tylko z zewnątrz chcemy zobaczyć ten cud
architektury. Szybko się zorientowałam, że to może być nasza jedyna szansa,
więc w końcu uznałam, że muzeum yes i mogłyśmy podejść pod sam gmach. No i
tutaj czar pryska choćbyście nie wiem jak bronili pomysł Ceaușescu. Mimo
użytych ton marmurów i stali, cała fasada po prostu się rozpada. Otoczenie
również, nie wygląda zbyt spektakularnie.
Cerkiew Stavropoleos
W samym centrum natkniecie się na niewielką,
"wklejoną" w otoczenie cerkiew z 1724r.
Plac Rewolucji, Pałac Królewski i Biblioteka
Pałac Królewski tonął w kwiatach, które pojawiły się tu po śmierci ostatniego króla Rumunii - Michała I, który zmarł 5. grudnia 2017 roku. Tysiące Rumunów przybyło pożegnać ukochanego władcę. W uroczystościach pogrzebowych wzięło udział wiele głów państw, między innymi Książę Karol. W pałacu znajduje się Narodowe Muzeum Sztuki.
Osobliwy Pomnik Odrodzenia...
Calea Victorei, z imponującą, bogatą zabudową niczym w Paryżu.
![]() |
(Azjatyckie kasyno) |
![]() |
(Pałac Cantacuzino) |
![]() |
(Opuszczony pałac) |
Ateneul Româ, czyli Rumuńskie Ateneum
Curtea Veche, (Stary Dwór Wlada Palownika)
Biblioteka Narodowa
Aleja Gwiazd...
Aleja Gwiazd...
Karawanseraj, który znajduje się naprzeciwko Pałacu Palownika.
Jest tu hotel i restauracja.


Jedzenie!<3
I skoro o jedzeniu mowa, to teraz ta najciekawsza część,
czyli knajpy. Pierwszego dnia marzyłyśmy o jakimś ciepłym, lokalnym daniu.
Poszłyśmy do jednej z polecanych restauracji Lacrimi și Sfinți
Wybór musiał być szybki, bo byłyśmy bardzo głodne. Padło na
tradycyjną zupę - ciorba de burta. W głowie kołatały nam tylko słowa
"tradycyjna" i "zupa". Chociaż po angielsku jak wół było
napisane, że chodzi o flaki, to jakoś ten szczegół nam umknął. Zaskoczenie było
dosyć duże, gdy pani przyniosła nam dwie śmierdzące rzygami miski. Należy
dodać, że w Rumunii zupa z flaczków podawana jest ze śmietaną, więc dopóki nie
pogmerałam w talerzu, nie miałam świadomości co w nim pływa. Nie lubię zup, nie
jadam flaków, a to danie kosztowało 28 lei czyli jakieś 26 zł (w innych
miejscach tyle płaciłyśmy za porządny
obiad i piwo). Kelnerka myślała, że nam nie smakowało, ale powiedziałyśmy, że skądże,
pyszne było, aż żal było jeść...
Ale miejsce bardzo ładne. Więcej tam nie poszłyśmy.
Dużo lepszym wyborem, był kolejny obowiązkowy przystanek,
czyli słynna restauracja Caru' cu bere. To
miejsce jest przepiękne i warte odwiedzenia choćby z tego powodu. My poszłyśmy
tam na wino i tradycyjny deser - pączki Papanaşi. Było smacznie. Do tego muzyka
na żywo, tańce i mnóstwo ludzi. Bez rezerwacji ciężko znaleźć stolik.
Kolejna knajpa, którą odwiedziłyśmy to Taverna Covaci
Nauczone doświadczeniem menu czytałyśmy niezwykle dokładnie.
Jedzenie było smaczne i niedrogie. Zdecydowałyśmy się na
zupę, zapiekany ser (bardzo dobry) i gołąbki zawijane w liście winogron
(sarmale) z polentą.
I na koniec City Grill
Wegetariański gulasz z polentą był bardzo smaczny. Jak na
tradycyjną restaurację przystało, zamówienie musiałyśmy złożyć... na tablecie.
Przekąski
czyhały na każdym rogu w postaci plăcintă (taki trochę burek), w wersji
mięsnej/serowej/na słodko itp. Covrigi -
obwarzanki z ciasta drożdżowego z nadzieniem np. czekoladowym.
Piekarnie
są na każdej ulicy, więc nie ma problemu, żeby coś przegryźć w biegu.
Bukareszt to architektoniczne szaleństwo. Wygląda to mniej więcej tak, jakby każdy dostawał pozwolenie na realizację swoich budowlanych marzeń. Chcesz mieć pałac? Śmiało! A może marzysz o powrocie do korzeni i obok szklanego domu sąsiada chcesz postawić drewnianą chałupę krytą strzechą? Twój wybór! Zresztą ten niezwykły styl widać na każdym kroku. Tak czy siak uważam, że jest to naprawdę fajne miasto na weekendowy wypad. Polecam! ;)
Bezpańskiego psa nie spotkałyśmy ani jednego...
Bezpańskiego psa nie spotkałyśmy ani jednego...
Komentarze
Prześlij komentarz